wtorek, 26 maja 2015

Dziewczyny! Uganda!

Niesamowite jak bardzo nie mamy wpływu na to, kto usiądzie obok nas (jeżeli podróżujemy sami) albo dosiądzie się np. do przedziału (jeżeli podróżujemy nie wystarczająco dużą bandą). Na prawdę, wszystko zależy od widzimisię losu, Boga/ów, przypadku, czy kogo tam jeszcze. To właśnie moment, w którym wierzący mogą do woli pytać swoich stwórców : ŁAJ koło MNIE?! I doszukiwać się ukrytego sensu i nadesłanego z góry/dołu/boków przesłania.
Oczywiście, zdarzają się mili współtowarzysze drogi, jak na przykład Pan z "Tam i z powrotem", o Hobbicie z oryginalnego tekstu nie wspominając, ale blog miał być o cieniach, więc proszę bardzo, żeby nikt mi nie mógł nic zarzucić:
Poranny pociąg relacji Rzeszów-Przemyśl, okolice godziny 4. Założę się, że pewna była komunistka, świętej pamięci poetka, nie podróżowała o tak zabójczej porze. Inaczej nie pisałaby bredni w stylu: "nie ma to jak powolne, rozciągnięte w czasie przejażdżki podmiejskimi pociągami, kiedy to można dokładnie przyjrzeć się tym wszystkim uroczym domkom, ogródkom, sadkom i babuleńkom na ławeczkach przy kapliczkach, a jak taki pociąg stanie pośrodku niczego – ach to już pełen orgazm!" O przepraszam najmocniej, orgazm w słowniku tej pani raczej nie występował.
Wracając do historii, ledwo co umościliśmy się wygodnie, a tu nagle pojawia się młodzieniec, o twarzy pokrytej krostami i głosem sugerującym ilość wypitego już alkoholu, pyta:
- Przepraszam łaskawie, ale czy ktoś z państwa, nie napiłby się ze mną wódki? - zanim zdążyłyśmy wymienić zaskoczone i zniesmaczone spojrzenia, nasz jedyny wtedy mężczyzna, Biały, krzyknął:
Lecimy! I pognał w stronę młodzieńca. Usiedli w kącie i, jak to się ładnie mówi, zaczęli łoić wódę prosto z butelki. Nowy kolega co chwilę odwracał się do nas i krzyczał rzeczy w stylu: Dziewczyny! Wasze zdrowie! Bo mojego szkoda! I koleżki też! (Chodziło oczywiście o Białego, ale nie wiadomo, czy jego zdrowia też było szkoda, czy wręcz przeciwnie). Ciekawie zrobiło się, kiedy, za którymś tam razem, nasz mocno pijany już, ale ciągle nowy, towarzysz, wychynął zza siedzenia i zawołał:
- Dziewczyny! Uganda! - zanim znów, zdążyłyśmy wymienić wiadome spojrzenia, kontynuował – tak mój głuchoniemy kolega mówi na Ukrainę - Uganda. Ja się go pytam, co to kurwa jest Uganda, a on na to, że Ukraina. Ja nie wiem, ale on się urodził w Rzeszowie, kocham go! I on tak mówi. A moja Babcia (tak, dokładnie słychać było szacunek wielkiej litery) jeździła na Ukrainę i tam robiła złoto, i w Polsce sprzedawała, a teraz mieszka w złotym domu.
Och ta pijana męska polskość, pełna wylewności i szacunku (sza-cun-ku) dla rozmówcy. Zastanawiałam się nad tym fenomenem, dopóki z zadumy nie wyrwało mnie entuzjastyczne:
- Kocham cię!
- Bez takich mi tu! Oprócz wódki, nic nas nie łączy! - prostuje Biały. Kiedy chwilę później nastąpiła licytacja, który z panów ma bardziej proste jeansy, odpadłam. Obudziłam się dopiero, kiedy, mocno sponiewierany, chłopak zbierał się do wyjścia. W przejściu zdarzył się z konduktorem.
- Panie! Szczęśliwego Nowego Roku! - małe didaskalia: to wszystko działo się na dobre dwa tygodnie przed sylwestrem, ale kto by to liczył.
- Panie! Lepiej to zakręć! - odwarknął konduktor podnosząc butelkę z przepitką, zapitką, podpitką, przepojką czy jak cię tam nazywają. - Gorzej niż w chlewie! Wysiadasz tu? No to już. Uważaj! Bo polecisz!
- Panie! Panie kocham Cię! - usłyszeliśmy, już z peronu, znaną śpiewkę.
Ostatnim akordem i obrazem, który na zawsze zapadł nam w pamięć, jest twarz owego młodzieńca, groteskowo podświetlona przez tablicę informacyjną pociągu i dłonie złożone w serce. Biegł jeszcze za nami, kiedy ruszyliśmy. Trochę baliśmy się, że wpadnie pod koła pojazdu, ale szczęśliwie Bóg Pijanych istnieje na prawdę i opiekuje się swoimi wiernymi.
Następnego dnia Biały złożył nam piękną samokrytykę:
-Powinienem zastanowić się nad całym swoim życiem. – powiedział. – To nie pierwsza, taka moja rozmowa, dużo jeżdżę pociągami...
Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło. A w środkach transportu zdarzają się dużo gorsi pasażerowie: żule, małe dzieci, pijani anglicy na wieczorach kawalerskich. Tak, zdecydowanie mogło być gorzej, a z tego spotkania, wyszła całkiem zgrabna historia.

Wnętrze marszrutki, z wyklejanką "Błogosławię drogę twoją", skoro już o różnych Bogach rozmawiamy, to tak mi się jakoś skojarzyło



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz