wtorek, 14 lipca 2015

Ej turyści, turyści

Wraz z końcem kwietnia, w wielu głowach pojawia się ta niepokojąca myśl - nadchodzą. Zaczyna hulać z wiatrem po, pustych jeszcze, ulicach - nadchodzą. Przenika do snów i sączy się się do porannej owsianki - nadchodzą, aby wybrzmieć ostatecznie, wraz z pierwszym pośpiesznym pociągiem relacji Reszta Świata - Zakopane - NADESZLI.

Turysta zimowy różni się nieco od letniego. Trzeba przyznać, że przemykanie od jednej knajpy do drugiej czy wytrzymanie tych dwóch godzin na wyciągu, przy pełnym mrozie, wymaga pewnego hartu ducha i ciała. Z letnim sprawa wygląda inaczej, nie potrzeba przecież żadnego przygotowania, aby człapać w tę i na zad po Krupówkach, czy wyjechać kolejką na Gubałówkę.
Nie bójmy się też głośno powiedzieć, że polski turysta jest na wakacjach wkurwiony. Jest za drogo, za gorąco, albo za zimno, kabanosy nie takie, jak powinny być, dzieciaki szaleją, wrzeszczą i nic im się nie podoba, a na różnych mapach zaznaczone są te same szlaki - normalnie absurd. Kończąc kolejne, za drogie piwo, nawet nie zauważy, że to nakręcana z pokolenia na pokolenie spirala wkurwienia, bo przecież, najpierw sam jeździł z wkurwionymi rodzicami, a teraz ten sam, wkurwiający model przekazuje dzieciom.
Wkurwiony turysta, z definicji, nie szanuje nazw ulic miejsca, w którym spędza, nie mający nic wspólnego z nazwą, wypoczynek. Niech do was w końcu dotrze! Moja ulica nazywa się Strążyska, nie żadna Strążyńska czy Strągowa. A, i nie ma w Zakopanem ulicy Żywieckiej. Jest za to Małe Żywczańskie i chyba warto zapamiętać te nazwy, zwłaszcza, jeżeli tam śpicie i żrecie. O, i nie radzę też chodzić środkiem ulicy, to taka ogólna zasada, która tyczy się nie tylko mojej miejscowości. Chodzi o przetrwanie, chyba że, chcecie dać się przejechać. To taka rada prosto z serca, bo kiedy wieje Halny, nigdy nie wiadomo co się wydarzy, ludzie różnie reagują. Więc jeszcze raz, środek ulicy, to nie promenada. Wyjątkiem są Krupówki, tam możecie rozwalić się na całą szerokość, ale tylko tam! I warto też zauważyć, że ci wszyscy ludzie, którzy was obsługują, nie są na wakacjach, tak jak wy, tylko w pracy. Więc bądźcie mili. Zawsze! O szacunku do przyrody i odpowiednim obuwiu chyba nie muszę wspominać.
Od kilku lat oprowadzam wycieczki po domu Jana Kasprowicza na Harendzie. I pomijam już tych, którzy pytają, bo wcześniej nie słuchali, o to, którym synem był, którą jego żoną była Marusia i czy miał z nią dzieci, no i oczywiście, co z tym zegarem, chociaż dosłownie chwilę wcześniej opowiadałam, że był pierworodnym synem, Marusia była trzecią żoną, jedyne dzieci miał z Jadwigą, a zegar, razem ze stołem, krzesłami i kredensem tworzą komplet zaprojektowany przez zięcia poety. Najdziwniejszym pytaniem wcale nie było: To on przyjaźnił się z Mickiewiczem?, bo rozumiem, że skoro miał jego portret, to pewnie coś znaczy, a w dobie postmodernizmu wszystko się ze sobą miesza, faktycznie można się pogubić, kto kiedy żył. Najgorzej było wtedy, kiedy po skończonej wycieczce podeszła do mnie  jakaś kobieta i z pełną powagą zapytała: aaa ta maska pośmiertna, co wisi w salonie, była zrobiona po śmierci? Słowo daję, nie wiedziałam gdzie patrzeć. To był też ten  moment, w którym postanowiłam, że następnym razem, dziękując gościom za uwagę, zacznę fikać koziołki. Więc jeśli ktoś ma ochotę, to zapraszam.
W górach z resztą też dziwnie się zachowujecie. Wystarczy, że ledwo miniecie szlaban w Chochołowskiej, a już opowiadacie na jakiej to morderczej wyprawie jesteście, chociaż oprócz lekko wznoszącego się asfaltu, nie czeka was wiele więcej. Albo ze szczytu Sarniej Skałki drzecie się do telefonu, jak to wysoko wyleźliście. Albo pytacie, gdzie jest dolina Białego, chociaż od dobrej godziny już w niej jesteście. Takich "albo" jest więcej. Jeżeli ktoś chciałby podzielić się swoimi, drzwi mam zawsze otwarte.
Szanowni turyści, nie krzywcie się, śmianie się z was to czasami jedyny sposób na odreagowanie naszej ciężkiej doli. A tak po za tym, mój prawnik kazał mi dopisać, że przecież nie wszyscy tacy jesteście, więc jeżeli ten tekst Ciebie nie dotyczy, to po prostu uśmiechnij się i przyjeżdżaj. Razem z Panem z Obrazka, czekamy na Ciebie!

rys. Zygmunt Pytlik
rys. Zygmunt Pytlik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz