Odsłona Pierwsza
Rozklekotany
Lew 306 mknie wzbijając kurz, który osiada na opuncjach, wylewających się zza
ogrodzeń okalających maltańskie drogi. Samochód wypchany jest ludźmi i
plecakami. Ktoś siedzi w bagażniku, ktoś komuś na kolanach, ktoś próbuje zrobić
selfie. To raczej rozgardiasz na kółkach niż samochód. Jak my się tu w ogóle
znaleźliśmy? No właśnie, jak? STOP! Powoli. Zacznijmy od początku.
Ewka
We
wszystkich językach, zarówno istniejących, jak i tych dawno już wymarłych, nie
ma odpowiednich słów, które były by w stanie opisać ten wulkan energii, jakim
jest Ewka. Nie daj się jednak zwieść moją śmieszną próbą z wulkanem, to tak,
jakby porównywać orgazm do kichnięcia. Tak wiem, że to dziwne, ale są tacy,
którzy uważają, że w momencie kichnięcia, mózg, przez ułamek sekundy (ha, ha,
ciekawe który) czuje się jak podczas orgazmu.
Wracając do
Ewki, jest ona tym typem, o którym pisał Kerouac (płonące pochodnie,
wybuchające pająki, itp.). Nie, to też nie tak. Ona ma w sobie skumulowaną
energię wszystkich ludzi, których K. miał na myśli. Gdyby K. spotkałby E. to
prawdopodobnie posrałby się z wrażenia. Nie chodzi mi o to, że ona działa w ten
sposób na ludzi, tylko że taka dawka energii może wywołać piorunujący efekt na
tak delikatnej tkance, jaką jest artysta. W każdym razie ta właśnie szalona
Ewka pisze do mnie pewnego dnia: tanie bilety na Maltę! Lecisz? Nie było się
nad czym zastanawiać.
W sumie uzbierała
się nas szóstka. Szczęśliwa, psychicznie gotowa na dzikie nocowanie w
namiotach, bez szans na bieżącą wodę i butlę z gazem szóstka. Ale los miał dla
nas inne plany. I tak okazało się, że pierwszą noc spędzimy u…
Mario
Znany
inaczej jako Godfather of Couchsurfing, gości zaczął przyjmować już w latach
80-tych. Sam nie podróżuje, nie musi, znalazł prostszy i wygodniejszy
sposób - zaprosił cały świat do siebie.
Na Malcie, a
w tym wypadku na Gozo, budynki oprócz numerów mają także nazwy. Dom Mario nosi
imię Imladris, co oznacza Ostatni Przyjazny Dom. Dziwny to dom, gdzie na
ścianach, obok ikon wiszą podobizny Gandalfa, a pod mapami Śródziemia kurz układa
się w centymetry na kieliszkach prosto z Polski (50% wszystkich gości to
Polacy). Dom pełen sprzeczności, z biblioteką godną Elronda i ścielącymi się na
kamiennych posadzkach rybimi ośćmi, których nie powstydziłby się Gollum.
Oprócz nas,
Mario gościł jeszcze Arnolda, który z niewiadomych powodów polubił nas na tyle,
aby oprowadzić nas po okolicy, a nawet dołączył do nas na Malcie Głównej, ale
nie wyprzedzajmy wypadków.
Kiedy
okazało się, że moje buty stanęły na drodze ślimakom, a te, bez zbędnego skrępowania,
przebiegły po nich, zostawiając po sobie śluz, który co prawda wyglądał niczym
gwiezdny pył, ale przebiegał także niebezpiecznie blisko głowy naszego żywego
radia, alias selfiegirl Kanarka, zrozumieliśmy ostatecznie, że nadszedł nasz
czas. I tak pod swój dach przyjął nas…
Steve
Szaleniec.
Patrząc na niego, do głowy przychodzą takie słowa jak: żwawy, po czterdziestce,
opalony, łysy. Zdążył już 6 razy objechać świat. Jego ulubione miejsce na ziemi
to park narodowy RPA, do którego jeździ regularnie, aby pobyć sobie z
leopardami. Jest też prawdopodobnie jedyną osobą, której udało się sfilmować
kichającego wielkiego kota. Nagranie uważam za wysoce niestosowne, jednak
szanuję jego oddanie dla tej ekscentrycznej pasji i umiłowanie dla istot
żywych.
To właśnie
Steve pokazał nam serce słonia i opowiedział o ciemnej stronie wyspiarzy.
Kiedy zdobywaliśmy koronę Gozo zdaliśmy sobie sprawę, że faktycznie, nie
słuchać tu śpiewu ptaków. Maltańczycy strzelają do wszystkiego co ma skrzydła,
nie ważne czy to wróbel, gołąb czy mewa. Od dawna nie muszą tego robić, ale
taka jest tradycja, a to niezwykle wierny jej naród.
Nasz
host
był pod wielkim wrażeniem ilości ludzi, którzy najechali jego
mieszkanie,
oprócz nas gościł jeszcze dwóch couchsurferów, i co chwila wykrzykiwał
rzeczy w
stylu: fuck!I don't have enough plates!, albo: fuck! I’ve never seen so
many people sleeping on my floor! I tym podobne. Nie chcąc nadwyrężyć
jego
gościnności, postanowiliśmy udać się na Główną Maltę. I właśnie tu, na
promie między wyspami zostawię nas, aż do następnej odsłony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz