wtorek, 6 stycznia 2015

O Życzeniach, Pradze i Golemach

O Żydach powiedziano już niejedno, ale czy wiedzieliście, że potrafią spełniać życzenia? Oczywiście nie wszyscy i nie wszędzie, ale to potwierdzona wiadomość.
A było to tak. Dawno, dawno temu w Pradze, mieszkał Rabbi Loew (swoją drogą pochodził podobno z Poznania). Był tak potężny, że potrafił nawet stworzyć golema. Istnieje wiele wariantów tej legendy. Mnie najbardziej podoba się ten, w którym golem został ożywiony za pomocą słowa emet (hebr. prawda) zapisanego na pergaminie, następnie umieszczonym w ustach glinianej postaci. Stwór potrafił tylko wykonywać rozkazy, ale w pewnym momencie zwrócił się przeciwko tym, którym miał służyć. Wymazano więc pierwszą literę słowa ożywiającego potwora. Słowo met oznacza po hebrajsku śmierć i skutecznie unieszkodliwiło golema. Jego szczątki podobno do dziś znajdują się na poddaszu Synagogi Staranowej.

Mit golema ciągle żywy:

Dla odważnych - własny (lekko nieostry) golem
Ta firma oferuje znacznie więcej niż zwykłe koszerne jedzenie


Sam Rabbi bardzo długo wymykał się śmierci. Dopadła go dopiero wtedy, kiedy ukryła się w róży, przyniesionej dziadkowi przez wnuczkę. I choć od tych wydarzeń minęło już ponad 400 lat, moc Rabbiego wcale nie słabnie.
Nie tak dawno temu, pewna Mama wybrała się, wraz z koleżankami, na krótki wypad do czeskiej stolicy. Odwiedziły tam Josefov – żydowską dzielnicę, gdzie oczywiście mieszkał i tworzył Loew. Rzeczona Mama udała się na cmentarz, aby odwiedzić grób wielkiego Rabbiego sama. Koleżanki postanowiły zaczekać, ponieważ bilet wstępu okazał się być dość kosztowną inwestycją, a one już przecież kiedyś tu były, już widziały potrzeby nie odczuwały. Tak więc, samotna turystka zostawia na nagrobku z lwem w herbie, karteczkę zapisaną życzeniami. Jedno z nich brzmiało: abym nigdy już nie musiała rozstawać się z Mężem. Mąż, inaczej znany jako Tata, przebywał wtedy na emigracji zarobkowej w Irlandii. Nie upłynęło jednak wiele wody w rzece, a tak się jakoś poskładało, że zaczęli razem pracować, jako dziennikarsko-operatorski duet. Razem w pracy, razem w domu, w sumie wychodzi jakieś 24 godziny na dobę, albo może i odrobinę więcej.
Zupełnie niedawno, do tego samego miejsca ruszyła niewielka ekspedycja. Każda z nas dwóch przywiozła ze sobą życzenie, które miało odmienić jej los. Praga przywitała nas zimną szarugą i najlepszymi gospodarzami, jakich tylko można było sobie wyobrazić. Z prawdziwymi artystami przecież zawsze jest o czym porozmawiać, zawsze mają coś ciekawego do opowiedzenia. A jeżeli ktoś sam z siebie pożycza książki, to od razu wiadomo, że to dobry człowiek. Do tego robią strasznie dużo fajnych rzeczy, część z nich można zobaczyć tut.
Czas nam dodatkowo sprzyjał, wiadomo przecież, że 6 grudnia należy do kogoś, kto również jest specjalistą od życzeń. Praga tonęła więc w bombkach i lampkach choinkowych, wszędzie unosił się zapach grzanego wina. I chociaż pogoda nie dopisała, a bilety do kompleksu synagog i cmentarza nadal są dość kosztowne, udało nam się dotrzeć do celu i zostawić tam marzenia i prośby. Położyłyśmy na nich starym zwyczajem, kamienie, aby nie porwał ich wiatr.Teraz pozostaje już tylko czekać.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz