O Żydach powiedziano już niejedno,
ale czy wiedzieliście, że potrafią spełniać życzenia?
Oczywiście nie wszyscy i nie wszędzie, ale to potwierdzona
wiadomość.
A było to tak. Dawno, dawno temu w
Pradze, mieszkał Rabbi Loew (swoją drogą pochodził podobno z
Poznania). Był tak potężny, że potrafił nawet stworzyć golema.
Istnieje wiele wariantów tej legendy. Mnie najbardziej podoba się
ten, w którym golem został ożywiony za pomocą słowa emet
(hebr. prawda) zapisanego
na pergaminie, następnie umieszczonym w ustach glinianej postaci.
Stwór potrafił tylko wykonywać rozkazy, ale w pewnym momencie
zwrócił się przeciwko tym, którym miał służyć. Wymazano więc
pierwszą literę słowa ożywiającego potwora. Słowo met
oznacza po hebrajsku śmierć
i skutecznie unieszkodliwiło golema. Jego szczątki podobno do dziś
znajdują się na poddaszu Synagogi
Staranowej.
Mit golema ciągle żywy:
![]() |
Dla odważnych - własny (lekko nieostry) golem |
![]() |
Ta firma oferuje znacznie więcej niż zwykłe koszerne jedzenie |
Sam Rabbi bardzo długo wymykał się śmierci. Dopadła go dopiero wtedy, kiedy ukryła się w róży, przyniesionej dziadkowi przez wnuczkę. I choć od tych wydarzeń minęło już ponad 400 lat, moc Rabbiego wcale nie słabnie.
Nie tak dawno temu, pewna
Mama wybrała się, wraz z koleżankami, na krótki wypad do czeskiej
stolicy. Odwiedziły tam Josefov – żydowską dzielnicę, gdzie
oczywiście mieszkał i tworzył Loew. Rzeczona Mama udała się na
cmentarz, aby odwiedzić grób wielkiego Rabbiego sama. Koleżanki
postanowiły zaczekać, ponieważ bilet wstępu okazał się być
dość kosztowną inwestycją, a one już przecież kiedyś tu były, już
widziały potrzeby nie odczuwały. Tak więc, samotna turystka
zostawia na nagrobku z lwem w herbie, karteczkę zapisaną życzeniami. Jedno
z nich brzmiało: abym nigdy już nie musiała rozstawać się z
Mężem. Mąż, inaczej znany jako Tata, przebywał wtedy na
emigracji zarobkowej w Irlandii. Nie upłynęło jednak wiele wody w
rzece, a tak się jakoś poskładało, że zaczęli razem pracować,
jako dziennikarsko-operatorski duet. Razem w pracy, razem w domu, w
sumie wychodzi jakieś 24 godziny na dobę, albo może i odrobinę więcej.
Zupełnie niedawno, do tego
samego miejsca ruszyła niewielka ekspedycja. Każda z nas dwóch przywiozła ze sobą życzenie, które miało odmienić jej los. Praga
przywitała nas zimną szarugą i najlepszymi gospodarzami, jakich tylko
można było sobie wyobrazić. Z prawdziwymi artystami przecież zawsze jest o
czym porozmawiać, zawsze mają coś ciekawego do opowiedzenia. A jeżeli ktoś sam z siebie pożycza książki, to od razu
wiadomo, że to dobry człowiek. Do tego robią strasznie dużo fajnych rzeczy, część z nich można zobaczyć tut.
Czas nam dodatkowo sprzyjał, wiadomo przecież, że 6 grudnia należy do kogoś, kto również jest specjalistą od życzeń. Praga tonęła więc w bombkach i lampkach choinkowych, wszędzie unosił się zapach grzanego wina. I chociaż pogoda nie dopisała, a
bilety do kompleksu synagog i cmentarza nadal są dość kosztowne, udało nam się dotrzeć do celu i zostawić tam marzenia i
prośby. Położyłyśmy na nich starym zwyczajem, kamienie, aby nie
porwał ich wiatr.Teraz pozostaje już tylko czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz